Wczoraj byliśmy w Poznaniu na chrzcie bratanka Wojtka.
Podróż?Super!Widoki-Jednym słowa-Polska!
Wojtuś nastawił GPS,wprowadził kod-wszystko pięknie.
Msza miałabyć o 12.00h.,my na miejscu byliśmy o 11.00h(no dobra,nie jestem pewna ,czy było zero,zero)
Wstąpiliśmy do Biedronki,chcieliśmy jeszcze skoczyć na kawkę ale zrezygnowaliśmy-I TO DOBRZE.
"ZA 300METRÓW SKRĘĆ W PRAWO....."-i tak kręciliśmy...
"CEL OSIĄGNIĘTY"czy jakoś tam.
Szczęśliwi wysiadamy,rozglądamy się gdzie kościół-a tu....a tu-NIC.
Same domki rodzinne.
Okazało się,że są dwie podobne ulice.
Była 12.34h-akurat spojrzałam się na zegarek,gdy brat Wojtka przez telefon oznajmił,że do celu mamy 15 km.
Dziewczyny-ale była jazda!!!
Wojtek zdenerwowany na maksa,nie wspominając o jego bracie.
Marek prowadził nas przez telefon.
"Jedzcie prosto 10km-ja tam będę"No tak,jechaliśmy i....przejechaliśmy.Była 12.47.
Dzwoni Marek :"Mieliście być -k.... mać"
-odpowiadamy-"K.... Byliśmy"
Marek:"Jedzcie teraz prosto do bb" 12.50.
Dojechaliśmy.Okazało się,że Marek jechał za nami.Kurcze,to były sekundy-brat Wojtka tylko śmignął,my za nim-w mieście-130-140Km/h.
Zdążyliśmy-dwie minuty przed czasem.
Zdenerwowało mnie to,że Wojtka kuzynka(zanim Marek wyjechał po nas)stwierdziła,że nie ma co czekać na nas,a chrzestnym ma zostać jej mąż.
Spodobało zaś to,za co chylę głowę Markowi,że do końca "był"przy bracie -był w stanie opożnić mszę-rozmawiał z proboszczem już o tym.
SZCZĘŚLIWI RODZICE
W pewnej chwili wszyscy zaczęli dzwonić-"CZY NAM COŚ SIĘ NIE STAŁO,BO NAS NIE WIDAĆ"
No to wjechali Wojtkowi na ambicję.Wyprzedził ojca i gonił kuzyna.Przed nami jechał samochód-co ja piszę-wlókł się!Wojtek postanowił go wyprzedzić-nie zauważył znaku kierowcy-no i wyprzedził...a jakże...nawet policja go powitała.
Niestety,dozwolona prędkość-60km/h-my na liczniku mieliśmy 80.Całe szczęście,że policjant był bardzo miły(a mandat wlepił)-ostrzegł nas o czynnych fotoradarach,i w którym miejscu stoi następna kontrola .
Ale było super.
Z SERDUCHEM NA DŁONI
MARIKA
Raaaaaaaaaany, ale mieliście dzień! :) Szaleństwo od początku do końca.
OdpowiedzUsuńDokładnie:))
UsuńOj szaleństwo :D. Ale przynajmniej nie było nudno!
Usuńale sie ciekawie czytało :D niedziela pełna wrażeń :)
OdpowiedzUsuńTo było w wielkim skrócie opisane:))
Usuńnie nudziliście się :D
OdpowiedzUsuńOj nie!
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńsłodkie to maleństwo:)
OdpowiedzUsuńBardzo słodki,niestety podczas mszy zaczął płakać.
UsuńHaha, ciekawa fotorelacja :D
OdpowiedzUsuńSzkoda,że nie ma zdjęcia miny Wojtka na widok policjanta!
UsuńAle mieliście przygód :D
OdpowiedzUsuńnie ufam GPS-om od :D
Ja od tego momentu również!!!!
UsuńAle mieliscie dzien pelen wrazen :D.
OdpowiedzUsuńTeraz się z tego śmiejemy ale wczoraj nie było tak wesoło-adrenalina!
Usuńale mieliście przygody :D
OdpowiedzUsuńale powiem Ci, że miałam bardzo podobną sytuację :-) jak jechałam również na chrzciny, gdzie byłam chrzestną :-)
z tym, że my niestety się spóźniliśmy i musiałam lecieć na przód przez cały kościół, ale był stres i emocje :D
O,to jeszcze lepsze wejście miałaś!
Usuńoj tak, ale do śmiechu wtedy nie było, ani trochę :D
Usuńo kurcze.... no juz sobie wyobrazam te nerwy.... szok :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie,
pozdrawiam :)
Oj były nerwy!
UsuńTrzeba było gdzieś tam na trasie odbić na Gorzów ;)
OdpowiedzUsuńKochana,cały czas o tym myślałam!!!
UsuńNastępnym razem od razu odbijajcie! :)
UsuńNa pewno-gdyby nie chrzest!Niedługo jedziemy na ślub do Marka-wtedy odbijemy!
UsuńCZEKAMMMMMMMMMMMMM! ;)
UsuńDzień pełen wrażeń, szkoda, że zakończył się takim średnio miłym akcentem(mandat...)
OdpowiedzUsuńOd myślenia już bolała nas głowa!
UsuńCóż - mandat w pełni zasłużony:) co by nie mówić na drodze nie mogą emocje brać góry nad rozsądkiem kierowcy.
UsuńCo za dzień :) Na adrenalinie cały czas :) Najważniejsze , że chrzciny się udały, dzidzia słodziuchna :)
OdpowiedzUsuńDokładnie ADRENALINA!!!A Antoś naprawdę jest słodki!
UsuńDawaj więcej zdjęć:) A następnym razem zapraszam do mnie nakawkę do Poznania;)
OdpowiedzUsuńNa pewno wpadniemy,może Kamila dojedzie?
UsuńKamila to się do mnie wybiera od nie wiem kiedy i ciągle jej nie po drodze. Ona mnie chyba nie lubi;p
UsuńNo co Ty!JA JĄ PRZYWIOZĘ!!!!!!!
UsuńOj stresująca historia, współczuję, ale dobrze, że w końcu wszystko się udało :)
OdpowiedzUsuńTeraz,to się śmiejemy.Pamiętam,jak z GPS słyszelismy-"DROGA DOBIEGŁA CELU"i tak cały czas.Na to Dawidek-"jeszcze jedno słowo,a wylecisz babo przez okno"!Też się stresował!
UsuńTo mieliście przeżycia, najważniejsze, że dojechaliście cali i zdrowi :)
OdpowiedzUsuńNie licząc rowerzysty,któremu o mało co Wojtek nie staranował roweru!
OdpowiedzUsuńBiedny rowerzysta :(
UsuńAle przygody!
OdpowiedzUsuń